Marta Lewandowska
04/11/2022
We wrześniu na polskim rynku wydawniczym ukazała się niezwykle ciekawa książka brytyjskiego badacza Mike’a Bernersa-Lee pt. „Sorry. Taki mamy ślad węglowy”, opisująca postępujący proces zmiany klimatu. Nie jest to jednak górnolotna powieść o nadchodzącej katastrofie tylko praktyczny zbiór informacji, o tym, co możemy robić na co dzień, aby poprawić jakość życia i naszej planety.
O książce rozmawiamy z Patrykiem Młynkiem, przedstawicielem Wydawnictwa Dolnośląskiego.
Natura&Zdrowie: Mam wrażenie, że klimatyczny Armagedon to hasło, które jest już dość mocno oklepane w mediach. Powtarzane systematycznie od wielu lat przez klimatologów i ekologów stało się na tyle powszechne, że przyzwyczailiśmy się trochę do niego. Jak przedstawia to zjawisko autor książki?
Patryk Młynek, Wydawnictwo Dolnośląskie: W tym miejscu należy się wyjaśnienie potencjalnym czytelnikom, którzy widzieli już książki na podobne tematy i spodziewają się poprawnościowej czytanki klimatycznej z akademickim wyższościowym zadęciem. Otóż, nie jest tak w tym przypadku. Nie jest to książka o klimacie i o Armagedonie, ale raczej o tym, jak żyć lepiej i jak dzięki temu poprawić funkcjonowanie całej planety. Autor już na samym początku wyjaśnia czym jest dla niego emisyjność, a co rozumie pod pojęciem śladu węglowego (nawiasem mówiąc jest to pojęcie bardzo nadużywane). I tak, ślad węglowy to wg autora próba oszacowania czegoś co ma wpływ na zmianę klimatu, a tym samym tym czymś może być wszystko – od wysłania maila czy esemesa i zagotowania litra wody po pożary lasów, wybuch wulkanu czy międzynarodowy konflikt zbrojny.
Kiedy mówimy o zmianach klimatycznych, wydaje nam się, że jest to sprawa nieco ponad naszymi głowami. Temat dla wysokich urzędników państwowych, polityków i przedsiębiorców. W naszych głowach pojawia się pytanie: co jeden człowiek może zdziałać dla dobra planety? Czy to w ogóle jest możliwe?
Autor wyraźnie wskazuje, że bez rozwiązań systemowych nie nastąpi jakaś wielka zmiana, natomiast zachęca, poprzez wskazywanie konkretnych rzeczy do zmniejszenia naszej szkodliwości. Odpowiem więc tak: po pierwsze, potrzebne są zmiany systemowe, czyli takie które będą zapoczątkowane przez polityków, ale samo nasze zaangażowanie i pomoc również może przyczynić się do poprawy stanu planety. To trochę tak jak ze zwykłymi rzeczami, które robimy jako ludzie cywilizowani – nie śmiecimy w lesie, nie wylewamy ścieków na pole sąsiada i nie palimy oponami na podwórku. Oczywiście, nie mówię, że nikt tak nie robi, ale chyba zgodzimy się, że człowiek cywilizowany nie działa w ten sposób. Mike Bernes-Lee pokazuje, że możemy (choć nie musimy) ograniczać dla własnego dobra własny ślad węglowy zostawiając planetę w nieco lepszym stanie dla naszych dzieci, wnuków, prawnuków… Autor niejako dodaje nowy wachlarz zachowań dobrych dla środowiska, a niewymagających jakichś wielkich poświęceń z naszej strony. Niemarnowanie jedzenia, czy też ograniczenie kupowania nowych ubrań to dobre nawyki ograniczające nasz ślad węglowy; im więcej osób będzie to robić to z czasem wystąpi efekt skali i jednostkowe wybory realnie zmienią sytuację.
Autor w jasny i przejrzysty sposób opisuje dość skomplikowane zjawisko jakim jest emisja dwutlenku węgla. Przekonuje, że każdy z nas pozostawia po sobie ślad węglowy, który nie jest bez znaczenia dla przyrody. Jak to wygląda w praktyce?
Właściwie cała książka to są praktyczne przykłady, ale w tym miejscu podam jeden, aby przybliżyć czytelnikom modus operandi autora. Weźmy zwykłe prasowanie koszuli. Czynność banalna i praktycznie obojętna dla środowiska, ale nawet podczas prasowania możemy zrobić zarówno coś dla planety jaki i dla poprawy własnej jakości życia. Autor wskazuje, że jeśli prasujemy rzeczy wilgotne zużywamy mniej prądu, bo praca idzie wtedy szybciej niż gdybyśmy prasowali bardzo pogniecione, ale zupełnie suche koszule. Zauważmy – oszczędzamy pieniądze, własny czas a także zmniejszamy emisyjność przy robieniu tego samego, ale nieco inaczej niż zwykle. Jest to oczywiście mały i niemal znikomy przykład, ale cała książka jest napchana tego rodzaju pozytywnymi próbkami zmian w naszym codziennym zachowaniu.
Książka daje nam wskazówki, w którym kierunku powinniśmy podążać. Autor opisuje 5 kroków, dzięki którym nasze życie / postępowanie stanie się bardziej przyjazne dla środowiska. Jakie to kroki?
Po pierwsze – musimy być świadomi. Zarówno jeśli chodzi o własny ślad węglowy jak i cudzy. Ta świadomość będzie potrzebna, aby wymusić zmiany na politykach. Drugim krokiem jest wybranie celów; możemy nastawić się na oszczędzanie własnych pieniędzy, czasu, ale także na działalność uświadamiającą innych. Kolejnymi krokami są zmiany naszego stylu życia, które zapewnią nam, uwaga, jego lepszą jakość, a nie gorszą, jak straszą wszelkiej maści internetowi trolle czy klimatyczni denialiści. Wspominałem o niemarnowaniu jedzenia i ma to wpływ zarówno na to, że większa część pieniędzy zostanie w naszych portfelach, a także przyczyni się to do zmniejszenia emisji. Poza tym jest cała gama zachowań, które mogą sprawić, aby nasze życie było zdrowsze, a nasza planeta bardziej czysta. Mam tu na myśli unikanie produktów transportowanych drogą lotniczą z drugiego końca świata a przerzucenie się na lokalne, często lepsze jakościowo rzeczy, unikanie żywności mocno przetworzonej, powstrzymywanie się od często bezsensownego wybierania nowego modelu auta, telefonu czy innych sprzętów elektroniki użytkowej co rok czy co dwa lata. A jak już kupujemy ricottę (najbardziej emisyjnym z serów), to zjedzmy ją do końca i nie wyrzucajmy jej na śmietnik niepotrzebnie. Autor w ostatnich rozdziałach zamieszcza nie tylko kroki, które pomogą nam w lepszym, wydajniejszym konsumowaniu, ale także podpowiada, które produkty zostawiają najmniejszy, a które największy ślad węglowy. Przy niektórych pozycjach będziemy naprawdę zaskoczeni.
Mike Berners-Lee nie mówi ludziom, co mają robić, jak żyć, ale podnosi świadomość, zachęca do dyskusji i pomaga wyrobić sobie własne zdanie. Świadome życie to podejmowanie świadomych wyborów, najlepiej w zgodzie z naturą, ekologią i naszą planetą.