Małgorzata Musioł
05/07/2024
Ukończyłam Akademię Medyczną we Wrocławiu. W trakcie studiów medycznych wykonywałam również zawód modelki, to była moja odskocznia od ciągłego siedzenia w książkach. Propozycję bycia modelką otrzymałam w wieku kilkunastu lat. Można powiedzieć, że to była moja młodzieńcza fascynacja. Gdy studiowałam medycynę powróciłam do zawodu modelki, rzeczywiście funkcjonowałam wówczas w dwóch nieprzystających do siebie za bardzo światach i w żadnym nie czułam się do końca u siebie. Każdy z tych światów był odskocznią wobec drugiego, zapewniało mi to równowagę psychiczną. Doświadczenia i wymogi jakim podlegałam będąc modelką, bardzo mi pomogły ugruntować zainteresowania dotyczące naturalnych metod wspierania zdrowia. Jako modelka musiałam wyjątkowo dbać o włosy, cerę, świeży wygląd, dobrze się prezentować, odżywiać, chciałam to wszystko osiągać dla siebie w zdrowy sposób, dlatego między innymi szukałam pomocy i rozwiązań w medycynie naturalnej. Zawód modelki pomógł mi w ugruntowaniu zamiłowania do zdrowego stylu życia, uprawianiu jogi, sportu, dbałości o wygląd, w szukaniu różnych naturalnych sposobów na to, aby organizm mógł optymalnie funkcjonować, by był w dobrej formie, był wydajny, a jednocześnie zrelaksowany, czuł się dobrze, podobnie jak ja sama. Dodatkowo łączyłam to z dość wymagającym kierunkiem studiów.
Dosyć szybko po skończeniu studiach medycznych, zajęłam się podejściem holistycznym, bo ono było najbardziej zbieżne z tym, co czułam i chciałam robić w odniesieniu do pacjentów. Z tego powodu nie wybrałam żadnej konkretnej specjalizacji w rozumieniu akademickim. Za to ukończyłam szkolenia dla lekarzy z akupunktury, która aktualnie jest jedną z głównych metod mojej pracy. W swoich poszukiwaniach natrafiłam na Medycynę Stylu Życia, otrzymałam międzynarodowy certyfikat lekarza medycyny stylu życia, z ramienia International Board of Lifestyle Medicine. Medycyna stylu życia była pewnym etapem, to podejście jest bardzo ciekawe, ale nie odpowiedziało na wszystkie moje pytania, jakie stawiałam. Chodziło o to, jak faktycznie należy leczyć? Stylem życia można zapobiec wielu chorobom, można je usunąć, jak w przypadku cukrzycy czy nadciśnienia tętniczego, ale w wielu schorzeniach ta wiedza okazała się zbyt ogólna, nazbyt powierzchowna. Mam na myśli skomplikowane zaburzenia hormonalne, zaburzenia tarczycy, schorzenia o podłożu autoimmunologicznym. I tak trafiłam na medycynę funkcjonalną, która okazała się drogowskazem. Właśnie dobiegają końca moje studia w Instytucie Medycyny Funkcjonalnej w Stanach Zjednoczonych. Mam szansę zostać jednym z pierwszych lekarzy w Polsce, wdrażających zasady medycyny funkcjonalnej. Na co dzień w mojej praktyce poza medycyną akademicką, wdrażam wiedzę z Tradycyjnej Medycyny Chińskiej i Akupunktury, jak również coraz częściej medycyny funkcjonalnej.
To kierunek medycyny, który funkcjonuje z powodzeniem w wielu już miejscach na świecie, a zrodził się w Stanach Zjednoczonych ponad 30 lat temu, ma wielu swoich zwolenników oraz propagatorów. Medycyna funkcjonalna sprawdza się, bo postrzega człowieka całościowo, zrodziła się po to, aby wspierać tradycyjne metody leczenia chorób przewlekłych, pomagać w ich skutecznym usuwaniu i rzeczywiście skupia się na obszarach, które medycyna zachodnia czasem traktuje „po macoszemu” – czyli np. odżywianie, wysiłek fizyczny, techniki redukcji stresu, psychoterapia, wpływ czynników środowiskowych, toksyn – wszystko w oparciu o badania naukowe. Jest jej rozszerzeniem, cennym uzupełnieniem. Terapeuci praktykujący medycynę funkcjonalną wgłębiają się, a zarazem przyglądają od nowa wszystkim procesom biochemicznym organizmu, szukając nowych rozwiązań. Mówi się również o suplementacji, podkreśla rolę witamin, roślin leczniczych, adaptogenów. W tych ramach poznaje się ich mechanizmy, oddziaływanie na organizm, przydatność w schorzeniach. Zwraca uwagę na różne detale. Wspomaganie zdrowia i leczenie rozpoczyna się od modyfikacji czynników, takich jak styl życia i odżywianie. Lekarstwa włączane są na końcu, jako ostateczność, wtedy, gdy są niezbędne. Istnieje jeszcze jedna, bardzo ważna kwestia, a mianowicie dostosowywanie terapii do pacjenta, a nie odwrotnie. W medycynie funkcjonalnej obowiązuje spersonalizowane leczenie, które obejmuje wszystkie czynniki, o których wspominałam. Uwzględnia się unikalne potrzeby fizyczne, psychiczne i emocjonalne pacjenta oraz szuka się i stara dotrzeć do przyczyn problemów zdrowotnych.
Jest szczególnie popularna w Stanach Zjednoczonych, skąd się wywodzi. Ale praktykują ją także lekarze w Ameryce Południowej. Z krajów europejskich na pewno znana jest w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. W Polsce coraz więcej osób interesuje się tym nurtem. Szczególnie dietetycy działają już według założeń medycyny funkcjonalnej.
Jako lekarz pierwszego kontaktu nie miałam praktycznie czasu na relację z pacjentem, a jedynie wypełnianie obowiązujących procedur, ordynowanie leków czy przedłużanie recept. Obecnie poruszam się w obrębie medycyny zintegrowanej, gdzie mam możliwość wyboru formy leczenia, a przede wszystkim mam komfortowy kontakt z pacjentem, bez konieczności skracania wizyty do ustalonych ram czasowych. To zupełnie inna jakość pracy, nieporównywalna z tym, z czym miałam do czynienia kiedyś. Jako lekarz pierwszego kontaktu nie miałam takiej możliwości na dociekanie, docieranie do pogłębionych przyczyn jakiejś choroby. Przyjrzyjmy się zespołowi jelita drażliwego, stawia się go jako diagnozę, podczas gdy jest to dopiero początek, jak wierzchołek góry lodowej, który czeka na spacyfikowanie i rozpoznanie, jest początkiem drogi w procesie docierania do prawdziwej przyczyny i co oczywiste, jej usunięcia, przez zastosowanie adekwatnego leczenia.
Po pierwsze, musi być nas – lekarzy po szkoleniach z medycyny funkcjonalnej – troszkę więcej. Dodatkowo ważne jest też podejście i świadomość Pacjentów. Wielu z nich po prostu woli szybki efekt tabletki od mozolnej pracy nad stylem życia i tego właśnie oczekują od wizyty w gabinecie lekarskim. Kolejna kwestia to to, że musi wydłużyć się czas na przyjmowanie pacjentów w gabinetach lekarskich. Lekarz nie ma obecnie czasu dla pacjenta, aby wypytać o jego sposób życia i problemy, aby przekazać mu wystarczającą wiedzę o tym, że lekarstwa nie są jedynym sposobem na poprawę stanu zdrowia, że można je zastąpić naturalnymi substancjami. Zaproponować je i wyjaśnić, jak one działają. Wskazać na inne rozwiązania, na naturale metody, od których warto rozpocząć procesy samonaprawy. Na to wszystko nie ma dziś czasu ani możliwości. To proces świadomościowy, który musi objąć system, środowisko lekarskie i pacjentów. Uważam, że dróg dojścia do zdrowia jest wiele, można zrobić to za pomocą akupunktury, za pomocą ziół, diety, zmian w stylu życia, wspomóc się lekami – można to wszystko połączyć w określonej terapii. Zawężonym wydaje się być działanie i myślenie, że prawidłowa droga jest tylko jedna i niepodważalna. Problemem jest także nieuregulowana kwestia naturoterapii oraz to, kto może zajmować się leczeniem w taki sposób. Kiedyś więcej było w Polsce szkół naturoterapii. W Stanach Zjednoczonych takich oficjalnie działających szkół jest wiele, można uzyskać tytuł ND – Naturopathic Doctor. W Polsce nie ma takiego tytułu.
Oczywiście, powstaje coraz więcej badań dotyczących działania naturalnych substancji na organizm. I – czasem odpłatnie, a czasem nie – każdy może uzyskać dostęp do nich i na ich podstawie wysnuwać swe wnioski. Choćby na portalu PubMed znajduje się istna kopalnia wiedzy. Problem polega na tym, że my jako medycy często pracujemy w kilku miejscach, doszkalamy się, i czasem nie wystarcza czasu ani energii na głębokie dociekania i rozważania. Weźmy dla przykładu depresję. Do lekarza przychodzi osoba z takim właśnie problemem. Z czym wychodzi z gabinetu po zakończonej wizycie? Najczęściej z przepisaną receptą na lekarstwa antydepresyjne. Wiemy doskonale, że symptomy określane mianem depresji mają różne, niejednokrotnie złożone podłoże. Kryje się pod nimi rozregulowany rytm dobory, niewystarczająca ilość snu, wpływająca w dłuższym okresie czasu na zaburzenia hormonalne, u podłoża mogą leżeć niedobory różnych substancji odżywczych, jak chociażby niedobory witaminy D3, kwasu foliowego, cynku. Warto zwrócić uwagę na stan jelit, styl życia i odżywianie. W wielu przypadkach wystarcza dostarczenie organizmowi substancji, które występują w ilości niewystarczającej, aby nastąpiła poprawa w samopoczuciu. Oczywiście będą takie przypadki, w których to będzie niewystarczające, niemniej pokazuje mechanizm w sposobie podejścia do problemu zdrowotnego. Tutaj widać naprawdę całościowe podejście. Przełom w myśleniu powinien także polegać na tym, by każdy pacjent uświadomił sobie, iż to on sam odpowiada za swoje zdrowie, że ma na nie kolosalny wpływ. Lekarz powinien być przewodnikiem w podróży ku zdrowiu. To nieodłączny wyznacznik medycyny funkcjonalnej i cecha odróżniająca to podejście od medycyny akademickiej. Warto jednak zaznaczyć, że medycyna funkcjonalna nie stoi w opozycji do głównego nurtu medycyny – to po prostu jej uzupełnienie.
Skupiam się na tych przypadkach, z jakimi najczęściej trafiają do mnie moi pacjenci. W przeważającej mierze są to kobiety z problemami zaburzeń miesiączkowania, objawami wczesnej menopauzy, o której wciąż mówi się za mało, z chorobami tarczycy, na które kobiety zapadają bardzo często z powodu stresu lub na skutek niedoboru określonych substancji odżywczych.
W przypadku choroby Hashimoto warto jest zadbać o prawidłowy poziom substancji odżywczych, niezbędnych do prawidłowej produkcji hormonów oraz ich konwersji. To m. in. selen, cynk, witamina B, żelazo, witaminy z grupy B. Istotny będzie też ruch. Umiarkowany wysiłek fizyczny będzie zwiększał wrażliwość komórek na hormony tarczycy, natomiast nadmierny wysiłek fizyczny oraz restrykcyjne diety mogą hamować jej pracę. Istnieje jeszcze wiele innych zależności wpływających na pracę tarczycy jak chociażby toksyny środowiskowe czy stres. Warto wciąć pod uwagę wszystkie te czynniki, gdy mamy do czynienia z chorobą Hashimoto. W przypadku insulinooporności na przykład – pomijając oczywiście odpowiednią dietę i ruch – możemy wspomagać się naturalnymi substancjami zwiększającymi wrażliwość komórek na insulinę, jak np. magnez, berberyna czy inozytol. Mimo, że to wszystko są informacje oparte na badaniach naukowych, nie znalazłam ich w swoich podręcznikach na studiach. (Możliwe, że od czasu moich studiów coś się zmieniło). Z badaniami naukowymi wiąże się jeszcze inny istotny aspekt. Myślę, że istotnym jest, aby nie patrzeć na nie zupełnie bezkrytycznie. Czasem zdarza się tak, że rewolucyjne odkrycia naukowców kilka lat później są obalane. Tak chociażby było z modną kiedyś dietą niskotłuszczową, która okazała się nie być korzystna dla organizmu. Czasem też pojawiają się badania naukowe o przeciwstawnych wynikach. Albo do sprzedaży wchodzi lek, zatwierdzony przecież szeregiem badań, który później okazuje się szkodliwy i zostaje zakazany. Mało też robi się badań dotyczących skutków wieloletniego przyjmowania różnych substancji. Np. statyny są powszechnie znanym i stosowanym lekiem, ale już fakt, że ich długofalowe stosowanie obniża poziom koenzymu Q10 nie jest dla wszystkich oczywiste. Warto w gąszczu informacji starać się słuchać siebie i swojej intuicji.
Ich wspólnym mianownikiem jest obniżanie stanu zapalnego w organizmie. Przewlekły stan zapalny jak wiemy, jest podłożem większości schorzeń w dzisiejszym świecie, dotyczy to np. cukrzycy, nadciśnienia, depresji, problemów jelitowych, PCOS, chorób autoimmunologicznych. Skoro joga i medytacja usuwają te przewlekłe stany zapalne, mogą stanowić terapię uzupełniającą we wszystkich tych schorzeń.
Wywiad przeprowadziła dr Małgorzata Musioł