dr Andrzej Komorowski
09/06/2022
Większość feromonów to substancje lotne i reaktywne już w minimalnym stężeniu. U niektórych gatunków motyli, ciem i jedwabników seksualne sygnały wabiące wyczuwalne są z odległości kilku kilometrów. Te owady żyją jednak na dużych przestrzeniach i dlatego natura wyposażyła je w intensywne feromony nęcące. Ludzkie substancje zapachowe, nie muszą penetrować tak rozległych terytoriów.
Odór czy zapach wywołuje pobudzenie odpowiednich receptorów węchowych, drażniąc jeden ze zmysłów. W kulturze euroamerykańskiej w terminologii związanej z zapachem najpopularniejszym słowem jest aromat. Jest ściśle powiązany z takimi określeniami, jak lotny, powietrzny, zwietrzały. Wskazuje to na sposób jego przyswajania, które odbywa się za pośrednictwem narządów węchu, czyli nosa i nielicznie występujących u człowieka receptorów zapachowych ust oraz gardła. Ciekawe, że w języku łacińskim odor oznacza zarówno zapach, jak i węch. Pozostałe języki rozdzielają te pojęcia. Intrygujące jest jednak to, że w języku bułgarskim na określenie zapachu używa się słowa miriz, które semantycznie wiąże się ze słowem mirra. Wyjaśnienie znajdziemy w biblijnej opowieści o trzech królach – Kacprze, Melchiorze i Baltazarze. Trzej mędrcy dotarli do betlejemskiej stajenki z darami, wśród których były: złoto, mirra i kadzidło. Mówiąc językiem współczesnych, przynieśli Jezusowi pieniądze i kosmetyki, czyli kadzidło (dezodorant) i mirrę (mydło). Wszak w stajence unosił się nie tylko zapach siana, ale i bydląt oraz gnoju. Kadzidło mogło więc pomóc w usunięciu odoru. Mirra natomiast to specjalnie spreparowany wyciąg z żywicy lokalnych drzew iglastych, coś w rodzaju gęstego, płynnego mydła, pomady czy też balsamu.
Zapach, oprócz swej roli higieniczno-estetycznej ma jeszcze jedno istotne zadanie. Jest nim seksualność w warstwie informacyjno-ekscytacyjnej. Niegdyś XVIII-wieczna Europa fascynowała się operą. Cóż przeżywały ówczesne matrony, kiedy podczas jednej z oper Mozarta dostrzegały rumieniec podniecenia na licach swoich „niewinnych” pociech. Rumieniec wypływał na ich twarze pod wpływem libretta opery Don Giovanni, gdy w mediolańskiej La Scali czy teatrach operowych Paryża, Berlina, Petersburga rozbrzmiewały słowa słynnej arii bohatera „Odor di femina”. Wers o zapachu samicy szokował i jednocześnie podniecał. Jaką ekstrawagancją były te wyuzdane wówczas słowa, niech świadczy fakt, że w Polsce nikt nigdy dosłownie tego wersu libretta nie przetłumaczył. „Zapach samicy” zastąpiono „zapachem kobiety”, a przecież każdy przyzna, że to nie jest to samo.
Ponad dwa wieki po operowym Don Giovannim na estradzie paryskiego kabaretu Edith Piaf w ekstatycznym wołaniu do żołnierza Legii Cudzoziemskiej śpiewała o jego spoconym, pachnącym piaskiem pustyni ciele. Inna sławna francuska piosenkarka Juliette Greco wołała: „otwórzcie okna” w piosence o tawernie przesyconej alkoholem i potem marynarzy oraz prostytutek.
Bywało, że pewne wonie ludzkich ciał skłaniały osoby wykształcone do zawierania małżeństw z przedstawicielami sfer niższych. Według niektórych mężczyzn, istotą kobiety nie jest jej uroda, umysł czy charakter, lecz zapach.
Ten tłumiący szkaradne wonie produkt, przywieziony ze Wschodu przez krzyżowców, żeglarzy i kupców, zawsze był kosztowny. Z czasem nabrał też ceny afrodyzjakalnej.
O perfumach i naturalnych erotycznych woniach kobiet sugestywnie pisał w jednej ze swoich etnograficznych rozpraw z początku XX wieku sławny lekarz i antropolog, profesor Paolo Mantegazza: „Do etnografii zmysłowości należą także badania nad kuszącymi mężczyzn zapachami, przydawanymi żeńskim genitaliom. Zdecydowana większość woli zapachy naturalne, lecz wiele ludów perfumuje srom osobliwymi specyfikami (…) Wschód jest mistrzem tej sztuki, równie tam oczywistej, jak perfumowanie przez europejskie damy ciała, przed wyjściem na bal czy schadzkę.(…) Hartmann przedstawił Towarzystwu Antropologicznemu w Berlinie kilka dziurkowanych waz z terakoty… Są one używane przez kobiety z Somalii do perfumowania genitaliów… Znaleźć je można nawet w najbiedniejszych chatach. Zapach otrzymuje się, spalając ambrę pozyskiwaną z żyjącego w Morzu Czerwonym małża Strombus, zwanego przez Arabów dufr, oraz nasion drzewa Acacia verek. Ascherson zwracał wielokrotnie uwagę, že fumigacje te rozpowszechnione są szeroko także w Abisynii”.
Jak dotąd najdokładniej temat ludzkich feromonów zgłębiła amerykańska psycholog, profesor Martha McClintock z uniwersytetu w Chicago. Przeprowadziła rozlegle badania w dwóch grupach kobiet zmuszonych do długotrwałego przebywania razem (więźniarki w zakładzie karnym i studentki w internacie). Badano ich cykl menstruacyjny. Okazało się, że cykl ulega samoczynnej regulacji pod wpływem emisji dwóch feromonów, których struktury chemicznej dotychczas nie udało się ustalić. Ten sam zespół pod kierunkiem prof. McClintock zbadał i częściowo określił związki chemiczne decydujące o atrakcyjności mężczyzn dla kobiet. Ustalono, że feromony znajdują się w pocie i skórze tych mężczyzn. Również i w tym przypadku nie zdołano jeszcze ustalić dokładnej struktury chemicznej tych związków. Jedno jest pewne – kobieca fascynacja ulotnym aromatem męskiego potu wiąże się z jego wonią, tak samo jak zapach kobiety skupia uwagę i zainteresowanie mężczyzn.
Zarówno słynny Giovanni Casanova, jak i francuski król Ludwik XIV, zwany Królem Słońce, w amorach sporo uwagi poświęcali zapachom. Król Słońce preferował wodę różaną, którą dla higieny skrapiał twarz i szyję. Oprócz zapachu róż, uwielbiał też piżmo jako kosmetyk kobiecy. Ta wydzielina gruczołów azjatyckiego przeżuwacza od wieków fascynuje Arabki, Azjatki i Europejki. Piżmo odpowiednio konserwowano w alkoholu, co przedłużało trwałość zapachu. Jednak i syntetyczne zapachy perfum, wód toaletowych, pomad oraz kremów wzbudzały i wzbudzają niesłabnący zachwyt. Szczególnie wśród kobiet, których wyrafinowanie i czułość węchowych receptorów są o wiele bardziej zaawansowane niż u mężczyzn. Może właśnie dlatego wielu panów nie rozróżnia perfum swoich wybranek. O wiele bardziej lubią naturalną woń ciała kobiety. Może to przybierać, delikatnie mówiąc, dziwne formy.
Specyfika doboru zapachów przez mężczyzn sprawiała, że kobiety, by ich wabić i zdobywać, zawsze używały przeróżnych, własnych, sekretnych sposobów. Jedną ze sztuczek cór Koryntu w starożytnym Egipcie, Rzymie czy później Paryżu i Petersburgu było delikatne smarowanie okolic uszu i nosa „własnym sokiem”, czyli wydzieliną z pochwy. To metoda czysto atawistyczna, byle sformułowanie traktować dosłownie, a nie symbolicznie. Cokolwiek jednak powiedzieć o całym zagadnieniu, można być pewnym, że obie płci łączy wspólna adoracja aromatu piżma, wanilii i róż.
Opr. Wanda Biernacka-Conrad
Przeczytaj także: Seks w dojrzałym wieku