Kontakt

Biuro Reklamy Sylwia Wilczyńska
Magazyn “Natura&Zdrowie”, oraz Portal "NaturaZdrowie.com"
Email: reklama@naturazdrowie.com

Redakcja portalu:
Redaktor prowadząca:
Katarzyna Melihar
Email: portal@naturazdrowie.com
Redaktor:
dr Małgorzata Musioł
Email: redakcja@naturazdrowie.com

Olga Bończyk to nie tylko utalentowana aktorka i wokalistka, ale także osoba, która od lat stawia na zdrowy styl życia i świadome wybory.
Anna Gębalska-Berekets 10/03/2025

Olga Bończyk o zdrowiu, diecie i optymizmie

„Optymizmu można się nauczyć” – wywiad z Olgą Bończyk

Jak znana aktorka dba o zdrowie, jakie ma podejście do diety i jak radzi sobie ze stresem?

Olga Bończyk, znana i ceniona polska aktorka teatralna, filmowa i wokalistka opowiada nam jak dba o zdrowie i dobry nastrój, dlaczego od ponad 25 lat jest wegetarianką, nie korzysta z zabiegów medycyny estetycznej, a jej szafy są eko.

Olga Bończyk: od 25 lat jestem wegetarianką - o wiele prościej przygotować smaczny posiłek z warzyw
Od ponad 25 lat jest pani wegetarianką. Skąd taka decyzja i jakie były pani początki?

Już jako dziecko nie przepadałam za mięsem. Jednak kiedy żyli jeszcze rodzice i mama przygotowywała różne dania mięsne, to miały one zupełnie inny smak. Potem, gdy byłam  już dorosłą osobą, to mięso przestało mi smakować. Wydawało mi się, że jem papier, który trzeba specjalnie przyprawić, aby nadawało się do jedzenia. Warzywa są moim kluczem na to, aby się popisywać kulinarnie, tym bardziej, że zawsze je lubiłam. Zrobienie czegoś z warzyw jest prostsze, szybsze i smaczniejsze.

Współcześnie bycie wegetarianinem stało się modne, a jedzenie mięsa jest dla wielu passe. Są nawet restauracje wyłącznie dla wegetarian lub vegan. Ponad 25 lat temu bycie wegetarianką było dla takiej osoby jak ja, koszmarem. Byłam uznawana za kapryśną osobę, która sobie coś wymyśliła i tylko utrudnia życie tym, którzy coś dla niej ugotują. Bliscy załamywali ręce i pytali, dlaczego nie zjem „kotlecika”. Tłumaczenie się z tego powodu sprawiało mi więcej kłopotu, niż sam fakt niejedzenia mięsa. Ludzie nie rozumieli mojego wyboru i tego, że ja naprawdę mogę zjeść same ziemniaki i surówkę i nie jest to dla mnie żaden problem. Snuto więc domysły, że na pewno na coś choruję.

Dziś, kiedy jestem na spotkaniu, urodzinach, czy evencie, zdarza się, że zjem kawałek mięsa, czy rybę, ale muszą być z dobrego źródła i muszą być smaczne. Jeśli jednak mam przygotować posiłek w domu, to w moim sklepowym koszyku mięsa raczej się nie zobaczy.

Czym się pani kieruje wybierając produkty na sklepowych półkach?

Zawsze kieruję się w stronę warzywniaka. Cykliczność natury daje nam wiele możliwości kulinarnych. W sezonie letnim warzywa na straganach aż proszą aby je zjeść. Papryka, cukinie, bakłażan, marchewka, por, kalafior, brokuły, pomidory, buraczki ćwikłowe, młoda kapusta, awokado. Choć unikam naszych polskich ziemniaków, to bardzo lubię bataty, czyli tzw. słodkie ziemniaki.

Ponadto uwielbiam różnego rodzaju surówki – marchew z jabłkiem mogłabym jeść codziennie. Często przygotowuję dania z buraków, które są zdrowe i dostarczają wiele cennych witamin oraz składników mineralnych. Uwielbiam jajka, i sery. W zeszłym sezonie była moda na arbuza i rozkochałam się w tym owocu, bo jest bardzo zdrowy i lekkostrawny. Jestem smakoszem i lubię dobrze zjeść.

Co można zrobić z arbuza?

Bardzo pyszną przystawkę. Przepis jest bajecznie prosty.

Poproszę!

Arbuz wcześniej zamarynowany w sosie sojowym z pokruszonymi płatkami nori  i kilkoma azjatyckimi przyprawami, pieczemy w piekarniku – pod wpływem temperatury owoc uzyskuje konsystencję i smak miękkiej, soczystej ryby. Podajemy go z sosem doprawionym mlekiem kokosowym. Obłędny smak.

Przepis na wytrawną przystawkę z arbuza
Jak pani bilansuje dietę?

Od lat unikam glutenu, podobnie z laktozą i nabiałem. Często sięgam po produkty z koziego mleka. Niezwykle rzadko piję alkohol, a i wtedy symbolicznie. No i nie palę papierosów.

Znajduje pani czas na aktywność fizyczną?

Mój kalendarz jest tak wypełniony, że nie mam siły i przestrzeni na aktywność fizyczną. Zdarza się, że dwa razy w miesiącu pójdę na siłownię. Kupiłam nawet karnet! I chociaż nie jestem fit kobietą, to okazuje się, że mam predyspozycje genetyczne, by być sportowcem (uśmiech). Potrzebuję więcej czasu, aby mój puls się zwiększył. Jestem w stanie długo biec na bieżni, zanim organizm dojdzie do granic swoich możliwości. Po aktywności fizycznej puls szybko wraca do normy. Natura jednak we mnie źle zainwestowała, bo mentalnie nie jestem typem sportowca. Wykonywanie cyklicznych ćwiczeń bardzo mnie nudzi. Jak mam pół dnia wolnego, to wolę posiedzieć w domu, poprzytulać koty i cieszyć się chwilami ciszy i spokoju. Wiosną i latem lubię za to pojeździć na rowerze i popływać.

Olga Bończyk - geny czy odpowiednia pielęgnacja
Zachwyca pani młodym wyglądem. To geny czy odpowiednia pielęgnacja skóry?

Myślę, że to zasługa genów. Na co dzień nie mam aż tyle czasu, aby o siebie dbać. Od trzech lat, raz w miesiącu, chodzę do mojej ukochanej kosmetyczki Pani Dorotki , która tradycyjnymi metodami najpierw oczyszcza skórę, potem „dokarmia” witaminowymi ampułkami,  następnie wykonuje masaż twarzy i na koniec nakłada odżywczą  maseczkę. Preferuję nieinwazyjne zabiegi pielęgnacyjne. Kupuję naturalne kremy z certyfikatami dermatologicznymi, unikam tych drogeryjnych, które zawierają konserwanty i szkodliwe substancje. Używam mineralnych podkładów i kosmetyków  – one są delikatne i nie zapychają porów.

Korzysta pani z zabiegów medycyny estetycznej?

Na razie nie muszę stosować ekstremalnych zabiegów medycyny estetycznej. Gdy patrzę codziennie na swoje odbicie w lustrze, to akceptuję siebie. Uważam jednak, że medycyna estetyczna jest dla wszystkich, ale należy z niej korzystać z umiarem. Jeśli zacznie mi coś przeszkadzać w moim wyglądzie, to pewnie z niej skorzystam i w ten sposób poprawię wygląd skóry i zredukuję zmarszczki.

Jak pani dba o swój dobrostan psychiczny?

Od wielu lat  uczestniczę w terapiach samorozwojowych, dzięki którym uczę  się regulować swój układ nerwowy. Obecnie weszłam w bardzo intensywny kurs terapeutyczny,  którym mam nadzieje dokopać się do siebie jeszcze głębiej.  Człowiek jest w nieustającym procesie, dotykają nas różne sytuacje i doświadczenia, które trzeba w końcu przepracować. Jestem uczciwa wobec siebie i nie ukrywam przed sobą tego, że coś nie działa. Wyłapuję to, umiem nazwać i wyciągam wnioski. Podczas takiej terapii przepracowuję traumy, rany z dzieciństwa, aby umieć regulować swój układ nerwowy.

Jestem zodiakalnym Koziorożcem, osobą, która nie umie żyć z głową w chmurach, muszę  mocno stąpać po ziemi. Jestem zadaniowcem i gdy wiem, że coś nie działa tak, jak powinno, to muszę się natychmiast za to zabrać. Wieczorami czytam książki, słucham podcastów i pracuję  nad własnymi emocjami, rozkładam je na czynniki pierwsze i szukam przyczyny moich stresów, lęków, żalu, bezradności  czy dopadającego mnie smutku.  

Mam zaufanych terapeutów i wiem,  że mogę na nich liczyć. Żyję sama i mam czas, żeby się wyłączyć, nikomu się nie tłumaczyć, że potrzebuję czasu tylko dla siebie. Sądzę, że ten mój proces samouzdrawiania potrwa jeszcze długo.

Rok?

Może dłużej….Polecam ludzi, którzy się zajmują terapiami emocjonalnymi lub pracują w oparciu o największe autorytety światowe, posługują się metodami systemowymi i tymi, opartymi na energiach. Nie chcę wkładać kija w mrowisko, ale nie mam dobrych doświadczeń z tradycyjnymi psychologami.

Dlaczego?

Grzebanie w dzieciństwie i ponownie traumatyzowanie starych historii bez natychmiastowej regulacji emocji i systemu nerwowego nie ma sensu. Jeśli odgrzebujemy stare rany, powinniśmy natychmiast zadbać o to, by uspokoić i wyregulować pacjenta. Umysł i ciało muszą się wyciszyć i uspokoić.  Znam wielu kolegów którzy wychodzili z terapii tak mocno rozregulowani, że niewiele brakowało aby zrobili sobie coś złego.  

Wybór terapeutów, którym powierzamy nasze historie, treść naszego życia by je przepracować i zbudować na nowo powinien być bardzo przemyślany. Nie można pozwolić grzebać w naszych emocjach, komuś, kto nie jest do tego odpowiednio przygotowany.

Jak osiągnąć work-life balance i nauczyć się panować nad trudnymi emocjami?

Są różne metody pracy nad sobą. Po latach nauczyłam się  samoregulacji, uspokajania emocji, także tych trudnych. Są dni kiedy jestem zdenerwowana i nie radzę sobie z galopującymi myślami, wtedy pomaga mi praca z oddechem. Pozwala na uspokojenie ciała, przekierowanie emocji i ich zrozumienie. Pomocne jest też przypominanie sobie szczęśliwych chwil, dobrych dla mnie. Wspomnienia, które mnie otulają, pozwalają poczuć się bezpiecznie. Polecam też felinoterapię, czyli terapię z udziałem kotów. Mam w domu dwa koty i ich mruczenie jest dla mnie bardzo przyjemnym doznaniem. Koty mają dobrą energię i doskonale rezonują z naszą energią i ją wzmacniają. Głaskanie miękkiego futerka powoduje realny wzrost endorfin, czyli hormonów szczęścia.

Mówi pani, że jest „optymistką mocno stąpającą po ziemi”. Pozytywnego nastawienia można się nauczyć?

Optymizmu można się nauczyć. Odkąd pamiętam jestem osobą, która mocno stąpa po ziemi. Na wszystko musiałam zapracować własnymi siłami. Nigdy nikomu nic nie zazdrościłam, ale gdy widziałam, że można coś zrobić lepiej  to dokładałam starań, aby się rozwijać i być o krok wyżej. I to mi się zwykle udawało. Nie pochodzę z domu, który wyposażył mnie w śmiejące się oczy i w nadzieję, że każdy dzień będzie cudowny, wręcz przeciwnie. Ja sobie to wszystko poukładałam w głowie, dzięki terapii, i ludziom, których spotkałam na drodze swojego życia. Około 40-tki zmieniłam swoje nastawienie do świata. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że on nie jest przeciwko mnie. Wszystko jest w moich rękach i jeśli zaczniemy się uśmiechać do świata, to on to odwzajemni i stanie się naszym sprzymierzeńcem. Uważam, że różne zadania do wykonania, trudności, którym musimy się przeciwstawić mogą być szansą na rozwój. Jeśli mam do pokonania przeszkody, to widocznie los wierzy w moje talenty, umiejętności i zdolności i że dam sobie z nimi radę. Oczywiście, że zdarzają mi się sytuacje, kiedy wszystko się wali i bez względu na to, jaką bym nie była optymistką, to nie da się na pewne sprawy spojrzeć tylko pozytywnie. Jednak na różne doświadczenia, także te trudne, patrzę z wdzięcznością.

Optymizmu można się nauczyć - weź życie w swoje ręce
Badania naukowe wskazują, że kontakt z przyrodą wspomaga leczenie wielu chorób cywilizacyjnych i pomaga w walce ze stresem. Co pani daje kontakt z naturą?

Uwielbiam kontakt z naturą, ale  niestety mam zbyt mało czasu, aby pospacerować po lesie. Mieszkam  w centrum Warszawy więc  nie mam możliwości nacieszyć się zielenią. Kiedy jednak mam wolną chwilę, to jadę do przyjaciół, którzy mieszkają nad Narwią. To z nimi jesienią chodzę na grzyby, latem zbieram warzywa i owoce z ogródka. Podczas wakacji mam więcej czasu na kontakt z naturą – spaceruję wzdłuż brzegu morza i wdycham powietrze bogate w jod.

Co dla pani znaczy być eko w codziennym życiu?

Mam ekonomiczne  podejście do mody. Wzięło się stąd, że mam w domu mało szaf, a w nich większość miejsca zajmują suknie w których koncertuję. Dlatego latami potrafię chodzić w tych samych sukienkach, tak długo, jak nadają się do noszenia. Nie kupuję nowych rzeczy, tylko dlatego, że coś mi się podoba. Kieruję się zdrowym rozsądkiem, a nie emocjami. Jeśli już zdecyduję się coś zakupić, to wybieram odzież wykonaną z dobrych gatunkowo i naturalnych materiałów. Wyznaję zasadę, że lepiej kupić mniej, ale lepszej jakości, niż na odwrót. Zrezygnowałam również z używania plastikowych torebek. Kiedy idę na zakupy korzystam z wielorazowych toreb materiałowych – to nie tylko ekologia, ale i oszczędność pieniędzy.

Anna Gębalska-Berekets

Doktor w zakresie edukacji medialnej i dziennikarstwa. Wykładowca akademicki. Autorka książek, artykułów naukowych i publicystycznych dotyczących nowych mediów, psychologii, public relations i antropologii. Współpracuje z polską Aleteią, Niedzielą i tygodnikiem "Idziemy".