Kontakt

Biuro Reklamy Sylwia Wilczyńska
Magazyn “Natura&Zdrowie”, oraz Portal "NaturaZdrowie.com"
Email: reklama@naturazdrowie.com

Redakcja portalu:
Redaktor prowadząca:
Katarzyna Melihar
Email: portal@naturazdrowie.com
Redaktor:
dr Małgorzata Musioł
Email: redakcja@naturazdrowie.com

Laura Łącz o Naturze i zdrowym stylu życia
Małgorzata Musioł 26/02/2025

Życie w zgodzie z Naturą i pasja do sztuki

Laura Łącz: „Czuję z Naturą głęboką więź od dzieciństwa”

Znana aktorka i pisarka opowiada o swojej miłości do przyrody, rodzinnych tradycjach, ziołolecznictwie i sekrecie młodego wyglądu.

Laura Łącz od najmłodszych lat czerpie energię z Natury. W wywiadzie opowiada o wpływie przyrody na swoje życie, rodzinnych tradycjach związanych z ziołami, miłości do grzybobrania i pasji do aktorstwa. Czy sekretem jej młodego wyglądu jest życie w harmonii z Naturą?

Znana polska aktorka filmowa i teatralna, reżyserka i pisarka, Laura Łącz, zdradza swoją filozofię życiową, opowiada o stylu życia i naturoterapii. Ile miejsca zajmuje w jej życiu Natura i czy żyje z nią w pełnej harmonii? Przeczytajcie nasz wywiad z gwiazdą.

Doskonale się czuję w kontakcie z Naturą
fot. archiwum prywatne
Pani Lauro jak przejawia się w Pani życiu szacunek wobec Natury i skąd on się wywodzi?

Moi rodzice byli pod tym względem bardzo różni, więc ja z domu rodzinnego wyniosłam dwie postawy. Mama kochała miasto i nie wyobrażała sobie życia gdzie indziej. Po śmierci ojca sprzedała natychmiast działkę, przekonana o tym, że nigdy tam nie pojedzie. Nie miała prawa jazdy, a działka wymagała niezależności komunikacyjnej, bez własnego samochodu trudno było tam dotrzeć. Ojciec był całkowitym przeciwieństwem mamy. Uwielbiał życie proste, zintegrowane z Naturą, włóczył się po lasach, górach i zabierał mnie ze sobą. Przyroda była jego naturalnym środowiskiem. Gdy wyjeżdżał na wakacje, to zawsze w odludne miejsca – do lasu, w góry, nad jezioro. Tam stawiał szałas i palenisko wykonane z gałęzi. Lubił łowić ryby i spacery na łonie Natury. Zbierał grzyby i owoce leśne. Potrzebował kontaktu z Przyrodą. Te dwa style życie miały swoje odzwierciedlenie także w charakterach rodziców. Mama była osobą bardzo poważną, spokojną, domatorką, ojciec pełen poczucia humoru, zawsze uśmiechnięty i roześmiany, wesoły. Z tego poczucia humory był powszechnie  znany. No i ja mam w sobie ich cechy, niejako połączone. Kiedyś Wieńczysław Gliński, mój kolega aktor, powiedział o mnie, że Laura to taki „kolorowy człowiek”. Muszę przyznać, że trafnie to ujął. Jestem pełna kontrastów.

Podobnie jak mama, jestem domatorką i uważam, że najważniejsza jest dla mnie praca. Praca i różne aktywności zawodowe, a jest ich cały czas bardzo wiele, są wyznacznikiem mojego sposobu spędzania czasu. To moja rozrywka i wypoczynek. Ale też, podobnie jak mój ojciec, lubię spędzać czas poza domem. Doskonale czuję się w kontakcie z Naturą. Szacunku do Natury nauczył mnie mój dziadek, który uwielbiał grzyby i wpoił mi tę swoją pasję zbieractwa wraz ze znajomością różnych, nawet nietuzinkowych gatunków grzybów, o których istnieniu wielu ludzi nie ma pojęcia. Znam się na grzybach znakomicie i bardzo lubię je na swoim stole. Z tymi grzybami wiąże się rodzinna opowieść, jak to dziadek wybierał się na grzyby do lasu z wózkiem, w którym byłam ja jako roczne czy dwuletnie dziecko. Kiedy już wędrowaliśmy leśnymi ścieżkami dziadek specjalnie omijał jakiś grzyb i czekał czy zareaguję. Gdy grzyb był jadalny wołałam do dziadka: grzyb, grzyb, grzyb, aby go nie przeoczył. Wyrosłam na grzybach i znam je znakomicie, zbieram i te z gąbkami, i te z blaszkami. Mój dom zawsze był pełen przetworów z grzybów, i tych marynowanych i tych suszonych. Dzisiaj różnica polega na tym, że grzyby przynosi mi do domu mój syn, którego ja z kolei uczyniłam zapalonym grzybiarzem.   

Jakie mało znane lub pomijane grzyby Pani zbiera?

Z moim mężem Krzysztofem Chamcem jeździliśmy nad Narew, tam spotkałam smardze i jedyny raz je jadłam, z dziadkiem ich nie zbierałam, to bardzo rzadki grzyb. Trochę się bałam, ale odważyłam się je przyrządzić, były bardzo smaczne. Warto pamiętać, że bezpieczniej jest usmażyć grzyby, co do których mamy zastrzeżenia, niż udusić. Szkodliwe substancje na pewno lepiej wysmażą się podczas obróbki termicznej. Czego nie można powiedzieć do końca o uduszonych grzybach. Z dziadkiem zbierałam twardzioszka przydrożnego. Śmiało można go nazwać „psim grzybem”. Jest malutki, rośnie byle gdzie, ma blaszki i cienką, twardą, brązowawą nóżkę. Nikt poza dziadkiem tego grzyba nigdy nie zbierał. My je dusiliśmy z cebulką, same kapelusze, bo nóżka jest bardzo twarda. To była bardzo fajna potrawa. Z gąsek z kolei, żółtych lub siwych robiliśmy rosołek. Łatwo je pomylić z muchomorem zielonkawym lub szarawym, więc nie cieszą się dużym i powszechnym wzięciem. Rosół na samych grzybach jest znakomity, bardzo go lubiłam, dziadek dodawał tam jeszcze trochę skwarek. Jedliśmy go z ziemniakami. Bywały również opieńki. Nadają się do marynowania i jedzenia, z puree ziemniaczanym lub chlebem są wyśmienite. Mój dziadek i mąż, podobnie jak ja, lubili eksperymenty. Syn zbiera grzyby tradycyjne, np. podgrzybki, z których przygotowuję swój specjał grzybowy w cieście naleśnikowym, wymyślony przeze mnie, przepisu nie zdradzę, bo to mój sekret kulinarny.

Zna Pani doskonale biosystem nie tylko leśny...

Znam znakomicie cały świat przyrody. W szkole nazywano mnie encyklopedią, bo miałam ich całe stosy, na każdy temat. Atlasy ptaków polskich, ryb, płazów, gadów, grzybów, roślin, encyklopedię zdrowia i wiele innych. Wszystkie są w strzępach, tak często ich używałam, ale do dziś stoją na regałach z książkami. Znam świat roślin i zwierząt, jakie żyją w naszych lasach. Zawsze fascynowała mnie przyroda i kocham ją do dziś. Drugą moją pasją, wyniesioną z dzieciństwa jest łowienie ryb. Do dzisiaj urządzam zawody w łowieniu ryb, jako kontynuację przyzwyczajeń sprzed lat. Najpierw towarzyszyłam w wyjazdach na ryby swojemu ojcu, a później mężowi, który w styczności z Naturą podobny był do mojego ojca. Wiele lat spędziliśmy w okolicach Warszawy, nad Narwią czy Świdrem łowiąc ryby. Później dołączył do nas syn. Z tamtego czasu wyłoniła mi się jeszcze nasza rodzinna aktywność na rzecz ochrony przyrody, a mianowicie zbieranie śmieci, które pozostawiają po sobie ludzie. Mój mąż był na tym punkcie szalenie wrażliwy. To była pierwsza czynność, którą wykonywał, gdy zauważył śmieci znajdujące się na polanie czy w lesie. Taka ekologiczna krucjata w obronie przyrody, bardzo zresztą piękna, jest ze mną do dzisiaj.

Towarzystwo przy łowieniu ryb
zdjęcia z Zawodów Wędkarskich Aktorów
To piękny zwyczaj, którego możemy się tylko uczyć. Czy miłość do przyrody ma jeszcze inne oblicza?

Jako mała dziewczynka dorastałam wśród kwiatów i zwierząt, których miałam mnóstwo. Urodziłam się w domu na Starym Mieście i tam właśnie miałam zbiór tych wszystkich, żywych skarbów. Poza psem, którego rodzice nie kupili z powodów praktycznych, miałam wszystkie zwierzątka, chomika, białe myszki, ulubioną świnkę morską. Hodowałam kaktusy. Długo wyczekiwany pies pojawił się dopiero w moim własnym domu na życzenie syna. Był nim owczarek niemiecki, do tej rasy mam ogromną słabość. Zapisałam się do związku kynologicznego i zdobyłam wszelką wiedzę o owczarkach niemieckich. Od tresury po sposób żywienia i wychowywania. 

W moim rodzinnym domu zioła zawsze były obecne
fot. archiwum prywatne
Czy sięga Pani po ulubione zioła, bo i rośliny lecznicze są zapewne Pani dobrze znane...

Tak, zioła były obecne w domu rodzinnym. Tym bardziej, że wychowywała mnie  babcia, która była osobą chorowitą i poszukiwała różnych alternatywnych sposobów na swoje problemy zdrowotne. Rodzice byli oboje aktorami, a to oznaczało, że stale byli zajęci, nieobecni w domu. Nie jestem znawczynią ziół ani ekspertem w tym zakresie, ale zawsze w domu mam pod ręką podstawowe zioła, takie jak rumianek, pokrzywa, mięta, melisa. Od czasu do czasu je piję i stosuję. Świadomie zrezygnowałam natomiast jakiś czas temu z wszelkich lekarstw. Uważam, że jako naród sięgamy za dużo po lekarstwa i inne prozdrowotne produkty. Zioła jako jedyne pozostały ze mną i je używam.

Ma Pani typ urody, który można określić mianem wiecznej młodości. Mimo upływu lat zachowuje Pani ten sam wygląd. Czy stosuje Pani jakeś zabiegi, które pod kątem pielęgnacyjnym sprzyjają tak znakomitej powierzchowności?

Otrzymałam oficjalnie zaszczytny tytuł „ikony aktywności osób 50+”, nadany mi przez miliony seniorów na UTW i pisma senioralne. Widocznie uważają też, że wyglądam młodo, ale przyznam i mogę ujawnić, że bardzo źle znoszę upływ czasu, nie mogę się z tym stanem rzeczy pogodzić, jest mi z tego powodu bardzo smutno i przykro. Jako, że mam wewnętrzne przekonanie, że wszystko, co najlepsze  w życiu prywatnym i zawodowym, jest jeszcze przede mną,  czuję się z tym upływem czasu źle. Nigdy nie podobałam się sobie na ekranie. Unikałam robienia zdjęć. I nic się pod tym względem nie zmieniło. Mogłabym zamieszczać codziennie relacje z różnych swoich występów i koncertów w pięknych, eleganckich, stylowych sukniach, ale nie praktykuję tego. Mam szczupłą figurę tylko dlatego, że to sprawa odziedziczonych genów, nie mam skłonności do tycia, zachowałam figurę taką, jaką miałam w szkole teatralnej. Uważam, że uroda i wygląd są sprawą przede wszystkim naszego wnętrza, tego, jak się czujemy, co myślimy i robimy. Wiek jest sprawą psychiczną, mentalną. Młodość odzwierciedla nasze wnętrze, postawę wewnętrzną, to sprawa jakiejś energii, która jest lub jej nie ma. Mnie motywują do życia różne pasje zawodowe i aktywności. Robię to co kocham i co chcę robić. Stale jestem w ruchu i podroży. Prowadzę trzy teatry amatorskie, mam koncerty z orkiestrą ”Impressione”, spotkania autorskie z odbiorcami moich książek, występuję na deskach teatru i w filmie. Nigdy w życiu się nie odchudzałam, ale starałam się żyć naturalnie i zawsze o siebie dbałam.

Samopoczucie i chęć do życia jest siłą napędową. Uroda jest tego konsekwencją. Nie stosuje Pani upiększających zabiegów, jak wiekszość kobiet obecnie?

Żyjemy w takich czasach, że mamy różne sposoby na zachowanie dobrego wyglądu. Oferuje nam to kosmetologia, dermatologia, medycyna estetyczna. Mankamenty możemy usunąć dzięki zabiegom chirurgii plastycznej, ale w moim przypadku jest odwrotnie. Ilekroć dostawałam jakieś vouchery i korzystałam z różnych zabiegów, przeważnie byłam po nich niezadowolona. Na szczęście zawsze  były to zabiegi  odwracalne, krótkotrwałe. Co do medycyny estetycznej uważam, że powinno się być bardzo ostrożnym. Jeżeli decydujemy się na taki zabieg, to powinien zostać przeprowadzony raczej w młodym wieku, a nie na starość. Gwałtowna zmiana wyglądu, twarzy, figury w starszym wieku może wydać się rażąca. Wiele kobiet, jak możemy się przekonać, przesadza z takimi zabiegami. Wskazany jest natomiast zdrowy styl życia i zdrowe odżywanie. Uważam, że najistotniejszy jest sen, podczas snu nasz organizm się regeneruje i pięknie wpływa to na urodę.

Piękno to dla mnie energia wnętrza, to stąd czerpię inspiracje i siły na aktywność życiową i zawodową.

Robię to, co kocham
fot. archiwum prywatne

Są oczywiście ludzie, którzy śpią bardzo niewiele. Alain Delon twierdził, że śpi parę godzin, bo szkoda mu czasu na sen. Ale to są wybory osobiste. Kobieta bez względu na wiek powinna dbać o swój wygląd. Moja mama, a później także jej siostra, do końca życia dbały o swój wizerunek. Choć wiemy, że uroda jest powiązana z naszym wnętrzem. Moja młodość jest młodością mentalną. Jestem osobą elastyczną, otwartą, ciekawą świata i chłonną wiedzy, mam także znakomite porozumienie z osobami znacznie młodszymi od siebie. Współpracuję z młodymi artystami i bardzo dobrze się wśród nich czuję. Koledzy mojego syna i oni również akceptują moje towarzystwo. Ludziom wydaje się, że słucham muzyki z czasów mojej młodości, ale jest zupełnie odwrotnie, słucham muzyki współczesnej, tej która obecnie powstaje i jest trendy. Podobnie jest z modą, literaturą, sztuką. Staram się być w tych obszarach obecna. Co do ubioru i wyglądu, od szkoły teatralnej poczynając, zawsze towarzyszy mi klasyczny styl, jest integralnie związany z moją osobowością, jest częścią mojego charakteru. Ale to nie oznacza, że nie znam tego, co jest aktualnie modne – doskonale znam trendy w modzie czy sztuce, np. w muzyce.

Bardzo ważną częścią życia każdego z nas jest relacja, związek partnerski. Proszę powiedzieć, czy istnieje recepta na długoterminowy i udany związek? Co według Pani może taki związek gwarantować?

Pomiędzy dwojgiem ludzi musi zaistnieć zwyczajnie tzw. chemia. Musi zaiskrzyć, inaczej taki związek nie ma szans na przetrwanie. Obserwuję programy polegające na łączeniu par na całe życie i od razu wiem, że z danego związku nic nie będzie. Musi zaistnieć głębsze uczucie, to dopiero fundament na budowanie relacji. Nie wyobrażam sobie, abym związała się z człowiekiem, co do którego miałabym pewność na 99,5%, że go kocham. To musiało być 100% pewności. Żadna wątpliwość nie wchodziła w rachubę. A ci ludzie w telewizji, łączeni w pary, mają tych wątpliwości co nie miara. Uważam też, że prawdziwa, wielka miłość zawsze wygrywa z rozsądkiem. Ale pamiętajmy, że w niej mieści się i zaufanie, i przyjaźń, i seks, sympatia, zachwyt. Na początku swojego małżeństwa przez wiele lat żyłam w ciągłym zachwycie, akceptowałam wszystko, co dotyczyło mojego męża. Byłam w niego wpatrzona. Wszystko, co ten mężczyzna powiedział i zrobił zachwycało mnie. Było dla mnie pozytywne i podobało mi się. Ludzie we wspomnianych programach są wobec siebie bardzo krytyczni nawet już w pierwszym miesiącu czy tygodniu znajomości. Co ma z tego wyniknąć? Szczerość i autentyczność są najważniejsze.

fot. archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne
Jaka rola przypada kobiecie w związku, zwłaszcza gdy druga strona to bardzo trudny partner?

Powiedzmy sobie szczerze, że moje dwa małżeństwa, moje dwie wielkie miłości, to były bardzo trudne związki. Mój mąż, z którym przeżyłam razem ponad 20 lat do jego śmierci, był człowiekiem bardzo trudnym w obyciu. Miał bardzo silny, twardy charakter. Ale poprzez pryzmat swojego uczucia do niego, patrzyłam na niego przez całe małżeństwo z zachwytem i uznaniem. Zakochałam się w nim nie tylko z powodu jego atrakcyjności, urody, tego, że był przystojny i był dobrym aktorem, ale przede wszystkim w jego mentalności, wartościach intelektualnych, zawsze go podziwiałam i brałam pod uwagę jego zdanie. Nawet gdy miałam inne zdanie, np. w kwestii wychowywania dzieci, bo tak bywało u nas. Gdy dochodziło do wymiany zdań, polemiki, nigdy się nie kłóciliśmy, zawsze wychodziliśmy sobie naprzeciw, uwzględniliśmy swoje stanowiska. Byliśmy widocznie na tym samym poziomie intelektualnym. Kiedyś mówiło się o mezaliansie, w moim odczuciu mezalians w dalszym ciągu występuje, tyle że nie społeczny a intelektualny. W dobrze dobranych parach nie występują różnice intelektualne. Jeśli zaś mają miejsce, to po wygaśnięciu pożądania, pierwszego  zauroczenia, nic tych ludzi nie spaja i taka relacja skazana jest na niepowodzenie. 

My z mężem dobrze się dobraliśmy. Mądra kobieta oczywiście, jak to mówią, powinna ustępować. Kiedy wyczuwa się, że trudno nakłonić drugą stronę do zmiany zdania czy stanowiska, powinno się odpuścić. To zdecydowanie sprzyja relacji. Nie powinno się być zbyt długo pamiętliwym i roztrząsać w nieskończoność trudnych tematów. Warto za to wczuć się w położenie drugiej osoby, spojrzeć jej oczami. Często pytałam męża, co ty byś zrobił na moim miejscu? Nie jest istotne czy chodzi o mężczyznę, czy kobietę, każda ze stron powinna zdać sobie sprawę z położenia tej drugiej osoby.

Jakie ma Pani najbliższe swoje plany zawodowe?

Planów mam jak zwykle bardzo dużo. Do końca roku czekają mnie jeszcze trzy premiery. Jedna z nich to duże wyzwanie dla znakomitego teatru KARTA w Karczewie, bo rzecz dotyczy „Chorego z urojenia” Moliera. Kolejne to ułożone przeze mnie scenariusze spektakli o Warszawie i Mazowszu, np.  „Warszawa da się lubić” w wykonaniu Teatru PASJONACI. Czekają mnie też liczne wykłady na Uniwersytetach Trzeciego Wieku. Prowadzę swoją Agencję Artystyczną „Laura”, która organizuje dużo imprez, np. dla Klubu Integracji Europejskiej. Pojawiam się cały czas na planie „Klanu”. Sama jestem ciekawa, jak ułoży się mój wątek z mężem i romansowy z młodym tenisistą. Występuję na koncertach z orkiestrą Impressione Mileny Lange. To piękne koncerty w największych amfiteatrach, takich jak np. w Świnoujściu czy Operze Leśnej w Sopocie. Od wielu lat gram swoje ulubione monodramy poetycko-muzyczne w całym kraju. Dostosowane są do różnych okoliczności – inne z okazji Dnia Kobiet, Dnia Matki, patriotyczne, świąteczne, związane z porami roku itp. Piszę scenariusze dla moich aktorów amatorów. Czekam na wydanie kolejnej książki dla dzieci. Gram w teatrach, aktorstwo to nałóg, który uprawia się do końca życia.

Jaka jest Pani najważniejsza, zagrana rola?

Życie pokazało, że najważniejszą rolą mojego życia jest rola matki mojego syna Andrzeja. Co do ról filmowych i teatralnych, na pewno była to rola Roksany w sztuce „Cyrano de Bergerac” Rostanda. O rękę Roksany ubiegało się tam dwóch zalotników, jednego grał Krzysztof Chamiec, a drugiego Leszek Teleszyński. Od tego spektaklu zaczęła się nasza miłość z Krzysztofem.

Życzę Pani kolejnych satysfakcjonujących i pięknych ról.
Plany zawodowe na najbliższą przyszłość
fot. archiwum prywatne

Rozmawiała dr Małgorzata Musioł

Małgorzata Musioł