HERBATA Z DALEKIEJ PÓŁNOCY

Niezwykle ceniona przez rdzenne ludy Ameryki Północnej herbata Labrador ujawniła naukowcom swe niecodzienne właściwości.

Herbata Labrador nie jest w naszym kraju specjalnie rozpoznawalna. Tak naprawdę roślina, o której mowa, niewiele ma wspólnego z herbatą, a więcej z rododendronem; jej łacińska nazwa to zresztą Rhododendron groenlandicum, dawniej zwaną ją herbatą Eskimosów lub traperów. W Polsce spotkamy się zazwyczaj z nazwą bagno grenlandzkie, choć pochodzi ona z czasów, gdy łacińska nazwa brzmiała jeszcze Ledum greonlandicum. To niewielkie zimnozielone krzewy, do których zalicza się kilka różnych podgatunków, rosnące w tundrach i na torfowiskach na półwyspie Labrador, w Kanadzie(dawniej spotykano ją także na Grenlandii). Są niezwykle odporne na mróz, a także na choroby. Jej zbiór od wieków jest częścią tradycji tubylczych ludów zamieszkujących te ziemie, zwłaszcza Inuitów i indiańskich plemion, na przykład Atabasków – roślina rośnie niezwykle wolno, liście należy zbierać ostrożnie, z każdego krzewu co drugi rok, by nie obumarły.

Zioło z fajki pokoju

Atabaskowie dodawali sproszkowane liście herbaty Labrador do mieszanki palonej w słynnych fajkach pokoju. Wiadomo, że używali jej szamani – zarówno bowiem leczy, jak i truje (w tym przypadku odurza). Niektórzy żują jej surowe liście, które mają podnosić odporność i ułatwiać oddychanie, są zresztą przyjemne w smaku. Największym powodzeniem cieszą się suszone kwiaty, długo utrzymujące smak i aromat, ale roślina kwitnie krótko, stąd popularniejsze są jej suszone liście. Używana jest przez miejscowych jako przyprawa do mięs i zup, przyrządza się z niej ponadto napój, przypominający nieco wyglądem i smakiem herbatę. Napój jest bardzo ceniony jako środek obniżający ciśnienie krwi, ale stosuje się go także między innymi jako lek na przeziębienie, gruźlicę, zgagę, niestrawność, a nawet kaca. Przy okazji oczyszcza nerki. Leczono nią również choroby pasożytnicze. Rdzenni mieszkańcy Labradoru wymieniając lecznicze zioła umieścili herbatę Labrador na pierwszym miejscu – to jej nazwa powtarzała się najczęściej wśród ankietowanych. Herbata Labrador wciąż jednak nie doczekała się zbyt wielu fachowych badań, wyjątkiem olejki eteryczne z niej destylowane: tutaj potwierdzono ich właściwości antyzapalne i antybakteryjne (i to także dotyczące drobnoustrojów odpornych na działanie antybiotyków), używane są także w lekach na kleszczowe zapalenie mózgu. Ekstrakty z liści jedna z firm kosmetycznych z Quebecu wykorzystuje z kolei w swych środkach do pielęgnacji skóry (Indianie i Inuici rzeczywiście stosowali ją i na różne choroby skóry).

Lek na malarię?

O herbacie Labrador zrobiło się głośno wiosną tego roku. Otóż pioniersko badający jej skład zespół naukowców z ACS Omega (American Chemical Society) znalazł bioaktywną substancję wykazującą niezwykle silną aktywność na pierwotniaki wywołujące malarię. To jak wiadomo najczęstsza choroba zakaźna świata, co roku choruje na nią ponad 200 milionów osób, z których nawet do 3 milionów umiera. Dostępne leki na nią póki co opierają się na profilaktyce i mają wiele działań ubocznych. Naukowcy zbadali gatunek Rhododendron subarcticum, rosnący głównie w okolicach Nunavik w prowincji Quebec. Udało im się znaleźć w nim aż 53 bioaktywne związki, w tym duże ilości askaridolu, który do tej pory kojarzony był z rosnącym w Chile drzewem boldo, nawiasem mówiąc szeroko stosowanym przez tamtejszych curandero, uzdrowicieli. Badacze wystawili na jego działanie dwa popularne szczepy zarodźców malarii, jeden z nich póki co uchodził za całkowicie odporny na działanie leków antymalarycznych. Askaridol zwalczył oba szczepy. ACS Omega podkreśla, że to przykład, gdy leków można szukać po pierwsze w naturze, po drugie w miejscach, które z daną chorobą się nie kojarzą, malaria wszak panuje w tropikach. Badania mogą się okazać przełomowe w medycynie, ale też są ważne ze względów ekologicznych – zmiany klimatu mogą wkrótce doprowadzić do wyginięcia stanowisk herbaty Labrador…

Herbata Labrador w swym składzie ma niezwykle dużo garbników, dlatego też nie zaleca się jej nadużywania – najlepiej sprawdza się jedna filiżanka dziennie. Ponadto nie można jej gotować zbyt długo, gdyż taka obróbka uwalnia garbniki, a także andromedotoksynę, trujący glikozyd u człowieka mogący wywołać zatrucie (to właśnie andromedotoksyna jest w składzie trującego tak zwanego miodu pontyjskiego) i wywołujący odurzenie ledol. Na pewno kupując herbatę Labrador – choć w sprzedaży są głównie olejki na jej bazie – należy zadbać o sprawdzone źródło, toksyczność liści jest zmienna jeśli chodzi o podgatunki, a także miejsce, w którym roślina rosła, należy przestrzegać dawki podanej na opakowaniu.


Jan Matul
Jan Matul
Z wykształcenia kulturoznawca, od kilkunastu lat piszący na tematy związane z medycyną, zwłaszcza naturalną i niekonwencjonalną. Łącząc wykształcenie z pasją stara się zgłębiać tematy tradycyjnych metod leczenia, od słowiańskich po azjatyckie i południowoamerykańskie.

UDOSTĘPNIJ

Newsletter

Nowe wpisy

naturalne barwniki spożywcze
Kuchnia dla zdrowia
Jan Matul

Naturalne barwniki spożywcze

Substancje oznaczone na produktach spożywczych literą „E”, w tym barwniki, najczęściej kojarzą się ze szkodliwą chemią. Takie dodatki nie zawsze są groźne, ale lepiej zrobić je samodzielnie. Nie jest to trudne, a z pewnością zdrowsze.  Żywność

CZYTAJ WIĘCEJ »
paragon szkodzi zdrowiu
Choroby
mgr farm. Magdalena Habuz-Falińska

Paragon… szkodzi zdrowiu!

Paragon ma już niemal sto lat. Sprzedawca ma obowiązek wręczyć go klientowi, który wraca z nim do domu i przeważnie… wyrzuca. Zanim jednak wyląduje w koszu na śmieci, ma kontakt z dłońmi przynajmniej dwóch osób. A właściwie

CZYTAJ WIĘCEJ »